Geneza powstania
Twórcą programu Polski Himalaizm Zimowy realizowanego przez Polski Związek Alpinizmu był Artur Hajzer, a kierownikiem honorowym jest Krzysztof Wielicki. Program został powołany w 2010 r. uchwałą zarządu Polskiego Związku Alpinizmu (PZA). Od września 2013 Program nosi nazwę Polski Himalaizm Zimowy im. Artura Hajzera. Program ma na celu zdobywanie gór w Himalajach i Karakorum trudnymi technicznie drogami w stylu alpejskim, wsparcie himalaizmu kobiecego, zdobywanie najwyższych gór zimą i eksplorację nieznanych, dziewiczych rejonów górskich. Aktualnym szefem programu Polski Himalaizm Zimowy jest Piotr Tomala.
Historia
Twórcą pojęcia i dyscypliny himalaizm zimowy był legendarny kierownik polskich wypraw w góry wysokie Andrzej Zawada. Zdobywanie szczytów zimą rozpoczął od pierwszego zimowego wejścia na Noszak – 7492 m (razem z Tadeuszem Piotrowskim) w lutym 1973 roku.
Pasmo polskich zimowych sukcesów w Himalajach zaczęło się od zimowego wejścia na Mount Everest (8848 m) którego dokonali Leszek Cichy i Krzysztof Wielicki 17 lutego 1980 roku. Kierownikiem wyprawy był Andrzej Zawada.
To właśnie on zamarzył, aby Polacy napisali historię himalaizmu. To w jego głowie zrodził się pomysł, aby wejść na któryś z ośmiotysięczników zimą. Kilka lat trwały pertraktacje z władzami Nepalu, które nie mogły się nadziwić, że ktoś chce zdobywać Himalaje o tej porze roku, skoro są ku temu odpowiedniejsze okresy. Kiedy jesienią 1979 r. zezwolenie z Nepalu nadeszło, Zawada zadecydował: „Bierzemy najwyższy”.
Jednym z członków ekipy został 30-letni wówczas Krzysztof Wielicki. Był przewidziany w drugiej ekipie, która miała zdobywać Mount Everest wiosną, jednak zwolniły się dwa miejsca – dwóch kolegów nie mogło pojechać ze względów osobistych i Wielicki zastąpił jednego z nich.
– Jechaliśmy w ciemno. Nie wiedzieliśmy, jak wygląda zima w Himalajach. Myśleliśmy, że będzie co najmniej 2 m śniegu, a było go bardzo mało. Od razu uderzył nas zimny „jet stream”, potężny wiatr wiejący wąskim strumieniem. Walczyliśmy z żywiołem, który niszczył nam obozy – wspomina Krzysztof Wielicki. I dodaje: – Nie baliśmy się trudności. Bo dla alpinisty jak jest trudno, to jest fajnie. Byli tacy wśród nas, co mówili: oddałbym palec albo nawet dwa, żeby tylko wejść zimą na Mount Everest. Sam Wielicki pojechał do Nepalu z ledwo co zaleczonymi odmrożeniami.
– To nie jest walka z górą, lecz z samym sobą, ze swoimi słabościami – tłumaczy sens wspinaczki himalaista.
Wyposażenie ekipy – wiadomo, PRL – dalekie było od zachodnich standardów. Spodnie z wełny, kurtki z ortalionu uszyli domowym sposobem przyjaciele. Wielicki miał okulary spawalnicze. Brak dewiz uniemożliwiał zaopatrzenie się w sklepach na Zachodzie.
– Nie sprzęt, lecz człowiek decyduje o powodzeniu akcji. Można mieć najlepsze wyposażenie, ale jak człowiek nie ma umiejętności i determinacji, to nic mu to nie pomoże. Najwyżej da poczucie komfortu – twierdzi Wielicki.